Kto był odpowiedzialny za stan Rzeczpospolitej w czasach saskich: rządzący naszym państwem, magnaci czy państwa ościenne? Odpowiedź w formie mowy oskarżycielskiej.
Jaka była Polska czasów saskich? Słaba politycznie i gospodarczo, skłócona wewnętrznie, pozbawiona armii, a tym samym bezbronna wobec dynamicznie rozwijających się sąsiadujących mocarstw. Trudno uważać taki stan rzeczy za pozytywny, lecz kto jest tego sprawcą? Kogo należy obarczać winą za te, tak negatywne, zmiany w gospodarce, za spadek znaczenia na arenie międzynarodowej, przecież państwa do tej pory tak istotnego w Europie, a w końcu za upadek aparatu państwowego i szerzącą się korupcję?
Oto jak komentuje sytuację Polski, ambasador francuski, Antonio Monti:
“Należałoby życzyć, by P o l a c y rzetelniej myśleli o interesach swojej ojczyzny, by bardziej niż dotychczas zajmowali się tym, co dzieje się za granicą, i aby bardziej mieli się na baczności wobec dworu wiedeńskiego, Rosji i Prus. Myślą oni wyłącznie o swoich interesach partykularnych…”.
Kogo powinno się mieć tutaj na uwadze jako „Polaków”? Według mnie właśnie rządzących naszym krajem – szlachtę, ale również i królów tego okresu, których rządy, mimo znacznych ograniczeń władzy przez szlachtę, cechowała przede wszystkim nieudolność. Nietrudno przytoczyć tu argumenty na potwierdzenie tej tezy.
Rozpoczynając od szlachty, jako stan politycznie uprzywilejowany nigdy nie chciała rezygnować ze swoich praw i wolności. Właśnie, dlatego tak trudnym było przeprowadzenie w kraju jakichkolwiek reform ekonomicznych, ustrojowych czy oświatowych. Owo przyzwyczajenie do dobrobytu, dbałość o prywatne interesy i dobro osobiste zwyciężało nad rozsądkiem. Dużo wygodniejszym było przecież wieść spokojne życie we własnych posiadłościach ziemskich, nie płacąc podatków, nie martwiąc się o dobro państwa, w którym przyszło im pędzić ten, sielankowy zdawałoby się, żywot. Bez podatków nie ma jednak armii, a bez armii trudno mówić o jakiejkolwiek gwarancji bezpieczeństwa. Szlachta wolała jednak zachować dotychczasowy stan rzeczy, trwać w demokracji szlacheckiej, czuwać jedynie nad tym by, jej prawa nie były łamane, przywileje zaś ograniczane. Trudno przeczyć, że ta forma rządów koniecznie musi być niekorzystną dla państwa, jednakże stosunek szlachty jest tutaj kluczowy. Konformizm i własna krótkowzroczność miały bez wątpienia zły wpływ na interesy państwa. Wszystkie te obronne, „zaporowe” mechanizmy demokracji szlacheckiej: wolna elekcja, przysięga monarchów na artykuły henrykowskie i pacta conventa, prawo wypowiedzenia posłuszeństwa królowi (de non praestanda obediencia), liberum veto, prawo konfederacji, instrukcje poselskie itd. doprowadziły do tak fatalnej sytuacji Polski – słabej, bezbronnej wobec sąsiednich mocarstw, skłóconej.
Wewnętrzny kryzys Rzeczpospolitej objawiał się przede wszystkim jako kryzys mechanizmu sprawowania władzy, spowodowany właśnie przywilejami szlacheckimi. Było to szczególnie widoczne na przykładzie centralnych organów państwa – sejmu i instytucji króla. Działalność sejmu paraliżowało wykorzystanie zasady liberum veto. Sejm, więc najczęściej zrywano z jej powodu lub też nie podejmował on pracy w ogóle z powodu konfliktów przy wyborze marszałka. Zrywanie sejmu i uniemożliwianie w ten sposób prawidłowego funkcjonowania aparatu państwowego było wykorzystywane nie tylko przez obcych władców, ale także przez magnatów i samego króla! Chodziło tu przecież jedynie o prywatne interesy zainteresowanych, a nie o dobro państwa. Sytuacja wydaje się paradoksalna zwłaszcza w przypadku, gdy sama szlachta zapewniła sobie w przywilejach obowiązek zwołania sejmu co najmniej w odstępie dwóch lat. Chciała ona mieć tym wpływ na sprawowanie władzy, a w ten sposób jedynie hamowała jej sprawowanie. Nie dochodziło do podjęcia żadnych decyzji, a rola króla, czyli władzy wykonawczej uległa takiemu ograniczeniu, iż w końcu jej głównym realnym atrybutem pozostało przyznawanie urzędów.
O tym jak skutecznie niweczono jakiekolwiek zamiary przeprowadzenia zmian świadczy sama historia – za panowania Augusta II Mocnego odbyły się jedynie dwa sejmy, w tym „sejm niemy”. Udało się go przeprowadzić, tylko i wyłącznie, dlatego, iż w obawie przed jego zerwaniem, armia rosyjska nie dopuściła nikogo do głosu (drugi miał miejsce w 1699r. , kiedy to szlachta wymogła wydalenie armii saskiej z Korony). Podczas gdy w czasie rządów Augusta III odbył się zaledwie jeden sejm – pacyfikacyjny w 1736r. , na którym ogłoszono go królem, i aż do jego śmierci nie doszedł do skutku już ani jeden (a zniszczono ich łącznie 13).
To również wskazuje na szerzącą się w państwie korupcję. Przykłady pokazują, że do pomyślnego załatwienia sprawy” wystarczyło jedynie dysponować odpowiednią sumą pieniędzy. Aby tego było mało, istniał nawet fundusz korupcyjny, który do lat pięćdziesiątych XVIII w. uruchamiały Prusy wspólnie z rezydentami Francji w Warszawie – służył do niszczenia sejmów. Agenci pruscy mieli zrywać sejm lub też zajmować izbę obstrukcyjną gadaniną, której np. zasadniczym tematem pozostawał w latach czterdziestych problem znalezienia pieniędzy na powiększenie (aukcję) wojska. Metoda obstrukcji, czyli „tamowania” sejmu okazała się bardzo skuteczna wobec faktu, że sejm musiał podjąć uchwały w przewidzianym sześciotygodniowym terminie.
Bez wątpienia prawdą jest, że pod koniec panowania Augusta II Stanisław Konarski opracował program reform wydany w formie broszury Rozmowa ziemianina z sąsiadem. A także w swoim najwybitniejszym dziele O skutecznym rad sposobie(1760-1763), przedstawił własne idee naprawy Rzeczpospolitej (m. in. krytykował liberum veto, proponował wprowadzenie ustroju republikańskiego). Prawdą jest również, że również Stanisław Leszczyński wydał Głos wolny wolność ubezpieczający (gdzie atakował liberum veto, wolną elekcję, postulował reformy armii czy zamianę pańszczyzny na czynsz), a Czartoryscy opracowali projekty reform, postulujących głosowanie większościowe w sejmie. O konieczności przeprowadzenia reform mówił też Stanisław Dunin Karwicki i Załuscy. Cóż jednak z tego, skoro żaden z tych ambitnych, reformatorskich pomysłów nie wszedł w życie, nie mogąc przełamać muru niechęci szlachty wobec łamania jej wolności, czy też pragnień sąsiadujących mocarstw, by stan chaosu i rozbicia w Polsce trwał jak najdłużej.
Jedynym co można zaliczyć na plus były reformy oświatowe – szkolnictwa pijarskiego przeprowadzone przez S. Konarskiego oraz założenie w 1740r. w Warszawie Collegium Nobilium, szkoły kształcącej młodzież szlachecką w duchu patriotyzmu, sprawiedliwości i odpowiedzialności za ojczyznę. Reform podjęła się także Akademia Krakowska, bracia Załuscy założyli natomiast bibliotekę, która dała przecież początek Bibliotece Narodowej. Reformy oświatowe owszem były niezbędne, ale do zapewnienia rozwoju przyszłych rządzących, podczas gdy Rzeczpospolita wymagała także reform ustrojowych i ekonomicznych dotykających obecnej sytuacji, a tych nie przeprowadzano.
Co więcej nie można szlachcie nie zarzucić działalności kolaboranckiej. Nie mogąc dojść między sobą do porozumienia niejednokrotnie, przecież szukała poparcia u państw ościennych, godząc się, ale i popierając ich ingerencję w wewnętrzne sprawy Polski. Jaki ma to wpływ na sytuację Polski nie trzeba chyba wyjaśniać, w tym przypadku to nie Polacy decydowały o swoich własnych sprawach, ale państwa sąsiednie. Winą szlachty jest też nie tylko to, że przyzwala na taki stan rzeczy, ale i zdaje się nie dostrzegać jego negatywnych konsekwencji. Przykładów na to jest wiele.
Już po elekcji Augusta II szlachta podzieliła się na jego stronników oraz przeciwników. Zwłaszcza po jego przystąpieniu do wojny północnej, zwaśnione strony szukały poparcie, na Litwie Sapiehowie uciekli się pod protekcję Szwecji, podczas gdy ich przeciwnicy na własną rękę związali się z Rosją. Podział ten rozprzestrzenił się na całą Rzeczpospolitą, znamiennym jest jednak, że począwszy od tego momentu Szwecja i Rosja stale już będzie miała znaczny wpływ na tworzące się w czasie wojny konfederacje. Najpierw konfederacja w Wielkopolsce w 1704r. zdetronizowała Augusta Mocnego, ogłaszając nowym królem marionetkę szwedzką– wojewodę poznańskiego, Stanisława Leszczyńskiego. Traktat sojuszniczy podpisany w roku następnym w Warszawie całkowicie podporządkował Rzeczpospolitą Szwecji – i w tenże prosty sposób oddano najeźdźcom Kurlandię i zrzeczono się pretensji do Inflant. Następnie obawa przed zepchnięciem Polski do roli szwedzkiej kolonii mobilizuje znaczną część społeczeństwa i otwiera im oczy. A rozwiązanie tego problemu znaleziono w równie „bezpiecznym” miejscu, przenosząc się, jak mówi polskie powiedzenie „ z deszczu pod rynnę” – sojusznika znaleziono, bowiem w Rosji. W sierpniu 1704r. przedstawiciel generalnej konfederacji sandomierskiej – Tomasz Działyński podpisuje w Narwie traktat sojuszniczy z Rosją. Data ta otwiera trwający prawie dziewięćdziesiąt lat okres większego lub mniejszego uzależnienia Polski od Rosji.
W dalszej kolejności szlachta pozwala już na stałą zależność od sąsiadujących państw, by w końcu nie umieć się jej przeciwstawić. Abdykacja Augusta II na rzecz Leszczyńskiego, kiedy to Szwedzi okupując Saksonię wymuszają na władcy abdykację, powiększając – zgodnie z intencją Karola XII – panujący w Rzeczpospolitej chaos polityczny. ; „sejm niemy”; traktaty zawierane już bez wiedzy i zgody szlachty – m. in. układ w Poczdamie w 1720r. , traktat Lwenwolda – „trzech czarnych orłów”; a później także wojna o sukcesję polską. Wszystko to przykłady ingerencji w wewnętrzne sprawy polskie. Dlaczego tak się stało? Sama szlachta na to pozwoliła, jednocześnie ułatwiając tę ingerencję zachowaniem takiej, a nie innej sytuacji w kraju.
Dopiero za panowania Augusta III szlachta i magnateria zaczyna dostrzegać faktyczne zagrożenie ze strony obcych mocarstw. Sprawa aukcji wojska i związanej z nią reformy podatkowej stała się osią wewnętrznej polityki polskiej w latach 1738-1752. Postulat pomnożenia wojsk zyskiwał wśród szlachty niezmierną popularność, zwłaszcza od 1740r. , upamiętnionego pruską aneksją Śląska. Ujawniona w czasie pierwszej wojny śląskiej zaborczość Prus i Fryderyka II budziła w Rzeczpospolitej zaniepokojenie. Nie brakowało głosów ostrzegających, że następnym po Śląsku celem Prus będą terytoria Rzeczpospolitej. Opublikowana w 1744r. anonimowa „Rzetelna sejmu rozeszłego grodzieńskiego… relacyja” mówiła, iż król pruski dąży do aneksji „całych naszych Prus, Warmii, Wielkopolski i innych województw aż po samą Wisłę, a przytem z czasem i samej odebrania wolności”. W piśmie wskazywanie na zależność wzrostu Prus do postępującej anarchii w Polsce: „od czasów panowania u nas Jana Kazimierza dom brandenburski w naszych nieszczęśliwościach i niezgodach często sprawionych, swoje szukał i znalazł zyski; wyłamał się ex vassalagio et directo Rzeczpospolitej dominio (z wasalnej i bezpośredniej władzy), znaczne krajów naszych sobie przywłaszczył części, feudi nostri (lenna naszego) instytuował się królem”.
Ciekawym jest, że tekst ten napisano dopiero niespełna 80 lat po tym fakcie, a na prawie 30 lat przed pierwszym rozbiorem Polski, w którym przecież uczestniczą także Prusy. Dostrzeżenie, więc faktu, iż należałoby powiększyć armię, wydaje się w tym przypadku mocno spóźnionym.
Nie bez winy jest także władza wykonawcza, czyli osoba króla. Czasy saskie to okres panowania nie tylko dwóch przedstawicieli dynastii Wettinów, ale również krótkich rządów Stanisława Leszczyńskiego.
Osoba pierwszego polskiego elekta tego okresu– Augusta II Mocnego, jednocześnie elektora saskiego Fryderyka Augusta I, może budzić wątpliwości. Już sposób, w jaki zdobył tron w Polsce nie świadczy na jego korzyść. Gdy jako kandydat do tronu obrany został królem, wraz z wybranym jednocześnie przez część szlachty księciem Conti, poprosił o wsparcie cara Piotra I oraz cesarza Leopolda I. To dzięki ich poparciu, a dokładniej pomocy ich armii zdobył tron Polski. Tak jak szlachta szukała pomocy u sąsiadów, także i on nie wahał się korzystać z pomocy innych państw, pozwalając im jednocześnie na mieszanie się w wewnętrzne interesy Polski. Godząc się na pomoc Rosji oraz Austrii uzależnił jednocześnie swą politykę od polityki zagranicznej tych państw, wciąż mając na uwadze, komu tak naprawdę zawdzięcza tron. Jak więc w tym przypadku oczekiwać od władcy troski o dobro kraju i dbania o jego interesy, skoro każde swe posunięcie podporządkowuje obcym mocarstwom? Jak taki władca ma dobrze rządzić, jeśli staje się marionetką w rękach innych państw, w których interesie leży, by Polska wciąż pogrążała się w słabości wewnętrznej?
Również krótkie panowanie Leszczyńskiego ujawnia tę słabość rządzących – uległość wobec sąsiadów. Zawdzięcza on przecież rządy protekcji Karola XII, a Rzeczpospolita staje się wówczas jedynie szwedzkim protektoratem. Leszczyński szybko jednak traci tron polski, by ponownie oddać go w ręce Augusta Mocnego.
Podobnie rzecz się ma z jego następcą – synem Fryderykiem Augustem, a późniejszym król Polski Augustem III Sasem. Gdy po śmierci ojca, okazuje się, że gwałtownie rośnie popularność, wspieranego przez Francję, Stanisława
Leszczyńskiego, Fryderyk August zwraca się z prośbą o poparcie do dworu rosyjskiego, i w tym przypadku jak poprzednio decydujące znaczenie agresja wojsk rosyjskich.
O uległości politycznej saskich królów, może świadczyć stosunek samego króla Prus – Fryderyka II do sprawy polskiej. Aż do wybuchu konfliktu wschodniego 1768-1774r. , a więc już po śmierci ostatniego z Wettinów na tronie polskim, możliwość nabytków terytorialnych kosztem Polski widział jedynie w związku ze śmiercią władcy i elekcją. Chodziło, bowiem o dobrowolne cesje elektorów polskich na rzecz Prus – w zamian za ich poparcie, – czyli o osławioną „metodę karczocha”, „zjedzenia – według słów Hohenzollerna – Rzplitej listek po listku”.
August II snuł ambitne myśli nie tylko o podbudowywaniu elekcyjnego tronu królewskiego dziedzicznym władaniem w którymś z dawnych lenn polskich (pierwotnie miała nim być Mołdawia), ale i o rozbudowie handlu saskiego i powiązaniu go z Bałtykiem lub Morzem czarnym. Pod wieloma względami program Augusta Mocnego przypominał wcielane w tym samym czasie w życie reformy Piotra I, przejmował też jego dążenia absolutystyczne. August jednak w przeciwieństwie do rosyjskiego cara, nie rozpoczął od nauki rzemiosła wojennego czy sztuki administrowania państwem, ale idąc za przykładem francuskiego „króla- słońce”, Ludwika XIV rozpoczął rządy od uświetniania saskiej stolicy okazałymi budowlami, a sam otoczył się karnawałowym przepychem. Podczas gdy unia z Polską dostarczyć miała Wettinowi niezbędnych środków ludzkich i materialnych, na które nie stać było zamożną, aczkolwiek niewielką Saksonię. Nie bez powodu mówiono wówczas „Za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa” czy też „Za króla Sasa było chleba i miasa”. Rozrzutność i rozpusta króla i elit demoralizowała społeczeństwo, czyniąc z takiego modelu zachowania normę. Trudno tu wiec mówić o odpowiedzialności za ojczyznę.
Przystąpienie do wojny północnej bez zgody sejmu potwierdza tylko, że los Polski nie interesował króla tak bardzo jak powinien. Poprzez unię personalną Saksonia wciągnęła Rzeczpospolitą do wojny północnej, mimo, że ta oficjalnie nie brała w niej udziału. Jednak to właśnie na jej terenach toczyły się działania zbrojne. Opór ze strony szlachty nie może dziwić w tym przypadku, zwłaszcza, że polska wyszła z wojny północnej 1700-1721r. zniszczona i politycznie podzielona. Skutkiem był upadek gospodarczy: zniszczenia wojenne, ale i upadek folwarków; zmniejszenie eksportu zboża, upadek miast i handlu. Przyczyniły się do tego także fala głodu, epidemii, które objęły Polskę w czasie wojny oraz późniejsza klęska demograficzna.
Jednocześnie już od początku swego panowania August II, jako władca wykształcony, próbował wprowadzać idee absolutyzmu w Polsce, nie zniechęciło go nawet pozbawianie tronu i przymusowa abdykacja, gdyż po odzyskaniu władzy w 1709r. ponownie, pomimo nieustającego oporu ze strony szlachty, powrócił do planów absolutystycznego zamachu stanu. Trudno zarzucić mu jako winę dążenie do wzmocnienia pozycji monarchy, a tym samym do rozwoju kraju poprzez wprowadzanie oświeconych reform, jednakże sposoby, dzięki którym Wettin chciał to osiągnąć mogą budzić wątpliwości. Wraz z carem i elektorem brandenburskim (od 1701r. także królem pruskim) snuł projekty rozbioru Rzeczypospolitej. Za cenę Prus Królewskich, Żmudzi i wschodnich województw pragnął urządzić z Polski dziedzicznie i absolutnie rządzone królestwo.
August II wprowadził w 1713r. do Polski wojska saskie, chcąc tym samym sprowokować szlachtę do zbrojnych wystąpień i jednocześnie stworzyć sobie okazję do ostatecznego rozprawienia się z republikańską opozycją. Pierwsza część zamiaru powiodła się znakomicie, szlachta, bowiem zaczęła zawiązywać konfederacje, tworząc ostatecznie w 1715r. konfederację generalną w Tarnogrodzie. Jednak obie strony wywołanej przez króla wojny domowej zaczęły się oglądać za rosyjską mediacją, nie po raz pierwszy już, świadomie mieszając w swoje sprawy Rosję. Trudno się, więc dziwić politycznemu chaosowi panującemu w Polsce skoro zarówno król jak i szlachta nie potrafili znaleźć żadnej nici porozumienia, nie próbując nawet dojść do kompromisu samodzielnie. Krótkowzroczność rządzących, co do ingerencji sąsiadów i tzw. „pomocy” zwłaszcza w tym przypadku, była rażąca. Szlachta pozwoliła, bowiem na odbycie się w 1717r. „sejmu niemego” i bez protestów (przecież pod przymusem – nie mogła się przeciwstawić nie dysponując odpowiednią liczbą wojska), daje sobie narzucić postanowienia zgodne z interesem cara Rosji, a nie Rzeczpospolitej.
Jak bowiem za korzystne można uznać ustalenie budżetu państwa na poziomie odpowiadającym drugorzędnemu państwu Rzeszy Niemieckiej czy Italii, a nie jednemu z najrozleglejszych państw w Europie, otoczonego w dodatku największymi potęgami militarnymi ówczesnego świata? W jaki sposób korzystnym mogło stać się ustalenie wielkości armii na jedyne 24tys. ( w praktyce tylko połowę tego w całym państwie), kiedy państwa sąsiednie posiadają armie liczące 140 tys. jak Prusy, czy aż 340 tys. jak Rosja? Aby tego było mało ograniczając szeroki zakres kompetencji hetmanów i podskarbich, nie wprowadzono żadnego urzędu regulującego te kwestie. Odebrano im prawo pobierania podatku na armię oraz podejmowania decyzji w sprawie liczebności wojsk, ale nie zdecydowano, kto ma to robić zamiast nich. Jak można uznać takie postanowienia za korzystne dla Polski?
To nie koniec obcych ingerencji w sprawy polskie. Z racji podpisu Dołgorukiego pod traktatem warszawskim z 1716r. Rosja rościła sobie prawa gwarantki uchwał sejmu 1717r. W XVII w. było już wiele umów dotyczących wewnętrznych spraw Polski, jednak rosyjska interpretacja traktatu warszawskiego wprowadzała pojecie obcej gwarancji, zaakceptowanej przez Rzeczpospolitą. Jest kwestią sporną czy zaistnienie podobnej gwarancji oznaczało formalny protektorat Rosji nad Rzeczpospolitą, bez wątpienia jednak z niedawnego sojusznika Rosji w wojnie ze Szwecją Polska stała się politycznym „przedpolem” imperium rosyjskiego. Neutralna, słaba militarnie i rozdarta miedzy wrogie sobie stronnictwa sąsiadka okazała się najskuteczniejszą gwarantką mocarstwowej pozycji Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej.
Rządy Augusta III można uznać za równie nieudane, co jego ojca. Król, który spędził w Rzeczpospolitej w sumie tylko około dwóch lat, i to przeważnie w okresie obrad sejmów, wolał przebywać w stolicy Saksonii – Dreźnie, aniżeli w Polsce. Interesy Rzeczpospolitej podporządkowywał saskim, natomiast saskie swoim politycznym ambicjom – marzyła mu się także korona cesarza rzymsko-niemieckiego. Jak niewiele interesowały go problemy polskie świadczy choćby sposób, w jaki załatwiał polskie interesy – wielokrotnie przyjeżdżał na krótko, jedynie na kilka godzin, do Wschowy – miasteczka na pograniczu, położonego najbliżej Saksonii. Spędzał tam tylko tyle czasu ile wymagało podpisanie i opieczętowanie dokumentów oraz narady z polskimi senatorami. Wynikało to ze zobowiązania króla, że będzie podejmował decyzje w sprawach polskich na terytorium Rzeczypospolitej.
Ulegał natomiast wpływom coraz to nowych faworytów (Guarini, J. A. Sułkowski, H. Brhl) oraz rodów magnackich (Radziwiłłowie, Czartoryscy). To miedzy nimi odbywała się walka o wpływy w państwie pogłębiając panujący w nim chaos.
Tymczasem tak wśród liderów szlacheckich frakcji magnackich w Polsce, jak i w szeregach szlacheckich utrwaliło się zgubne na dłuższą metę przekonanie, iż właśnie wewnętrzna słabość państwa, utrzymanie w nim patowej sytuacji politycznej stanowi najlepszą gwarancję nienaruszalności granic („Polska nierządem stoi” mawiano, mając tu na myśli brak silnej władzy wykonawczej). Jego rządy doprowadziły ostatecznie do upadku znaczenia politycznego Rzeczpospolitej, osłabiły ją pod względem gospodarczym i uzależniły jeszcze bardziej od państw ościennych.
Opis osoby króla przez wybitnego historyka Władysława Konopczyńskiego uzupełnia obraz jego panowania: „August III pod żadnym względem nie wdał się w ojca. Za młodu zapowiadał się nieźle: poważny sumienny, dystyngowany, daleki od rozwiązłości ojca i przewrotności, ale też od jego zwierzęcej energii i rzutkowości (…). Z ładnego pulchnego młodzieńca zrobiła się ciężka bryła mięsa i tłuszczu, z każdym rokiem coraz apatyczniejsza i bezmyślniejsza (…)”
Nie ulega, więc żadnej wątpliwości, że za stan Rzeczpospolitej w okresie saskim odpowiedzialni byli sami rządzący, zarówno szlachta, jak i osoba króla. Nieudolność rządów królewskich, ale również egoizm i dbanie o prywatne interesy szlachty było kluczowymi elementami, które doprowadziły do tej sytuacji. Pozwoliły one na coraz poważniejszą ingerencję państw ościennych w sprawy Polski, doprowadzając w ostateczności do całkowitego osłabienia kraju.