Pewnego dnia spotkałem niesamowitą istotę. Zaczął się zwyczajnie jak każdy inny kolorowy dzień jesieni. Rankiem zostałem obdarowany powiewem lekkiego wiatru niosącego mgławicę liści. Tańczył z nimi. Walca, albo kujawiaka. Jednak jako zwykły prosty człowiek nie znam się na takich rzeczach. Moje nogi nie potrafią wystukać podobnego rytmu, a co dopiero pląsać razem z innymi. Z lekkim rozczarowaniem w sercu udałem się na przystań. Podążałem do miejsca, gdzie ostatnim razem zacumowałem moją skromną łódź. Już dawno nie wsiadałem na jej pokład, bo ostatni sztorm ciągnął się długo. Wrzuciłem na jej pokład oczyszczone sieci i wszystko co było mi potrzebne do złowienia czegoś przyzwoitego. Z rezygnacją wyruszyłem na otwarte morze. Fale kołysały mną w każdą stronę, ale kilka minut na pokładanie i czuję się jak na lądzie. Spokojnie. Otacza mnie taka cisza. Przymknąłem oczy, aby rozkoszować się tą chwilą, gdy nagle rzuciło moją łódką trochę za bardzo do góry. Sieć zarzucona w wodzie poruszała się. Z ekscytacją i zaniepokojeniem zacząłem wyciągać moją zdobycz. Bałem się. Jeszcze nigdy w życiu nie złapałem czegoś tak ciężkiego. W tak krótkim czasie. Szarpaliśmy się i o mały włos nie wpadłem do lodowatej wody. Mój żółty sztormiak nie był w stanie zapewnić mi ciepła, gdybym znów znalazł się na pokładzie. Gdy uporałem się z wciąganiem połowu przetarłem oczy. Z niedowierzaniem wpatrywałem się w postać targającą się z sieciami. Oddaliłem się od niej na drugi koniec łodzi, ale nie tracąc jej z oczu. Miała czerwone włosy, a może to Arielka? Nie to nie czerwony. Rudy. Blada skóra, duże zielone oczy, wąskie zsiniałe usta. Nie miała na sobie bluzki, ale coś przypominającego kokosy. Od pasa w dół nie było nóg, ale tak samo rudy ogon jak włosy. Płonęła. Gdy przyświeciło słońce, promienie odbijały się od łusek. Spojrzała na mnie ze smutkiem, westchnęła jakby właśnie podejmowała trudną decyzję. Szepnęła: Podejdź tu do mnie wieśniaku. Jak z bicza strzelił moje nogi zaczęły mnie do niej przybliżać. Nie chciałem tego. Chwyciłem się burty, ale ręce też traciły na sile. Opętało mnie uczucie błogości, bezpieczeństwa. Jej usta znów się rozchyliły i ładnie poprosiła melodyjnym głosem: Proszę. Wypuść mnie. Podszedłem po nóż i powoli zacząłem przecinać linki. Serce biło w przyśpieszonym tempie. Rozszerzyłem wycięty otwór i przyglądałem się jak "ognista" syrena znika w głębi oceanu. Wynurzyła się na chwilę, obdarzyła ciepłym uśmiechem i zniknęła. Po prostu odeszła ze swoją mocą. Zostawiła wspomnienia, które przy świetle dziennym robią ze mnie wariata. Opuściłem ją w myślach, próbowałem zapomnieć. Mam nadzieję, że będzie lepiej zostawić ją jako obrazek z niesamowitej podróży. Ukradła mi kilka godzin jego jesiennego dnia. Takich kradzieży pragnę więcej.
napisz opowiadanie na temat : Moje spotkanie z sarenką plis na dziś daje naj
napisz opowiadanie na temat : Moje spotkanie z sarenką plis na dziś daje naj...