Mit o człowieku, który dla swej ukochanej poświęcił życie - praca własna
"Miłość Nepalusa"
Dawno, dawno temu, w strożytnej Grecji, nieopodal rzeki Axios żył pewien chłopiec, imieniem Nepalus . Był on synem rybaka. Jego matka zmarła wiele lat wcześniej. Wraz z ojcem mieszkał w ubogiej chatce, niedaleko rzeki. Każdego ranka udawali się razem na ryby. Po skończonej pracy chłopiec biegł do świątyni Pana Olimpu - Zeusa, aby złożyć mu ofiary. Przeważnie były to ryby, które udało im się złowić. Życie rodziny toczyło się w pełnej harmonii. Za każdy zaoszczędzony grosz ojciec kupował synowi papirusy i zwoje, a nawet wynajął dla niego nauczyciela, który przychodził raz w tygodniu. Tak mijały kolejne lata. Nepalus dorastał. Rysy jego twarzy znacznie się wyostrzyły, głos miał o wiele niższy i mocniejszy. Był młodym, przystojnym mężczyzną. Miał wielkie marzenia. Dożyłby pewnie sędziwego wieku i założył rodzinę, gdyby nie pewne wydarzenie. W najmniej oczekiwanym momencie, wszystko się zmieniło. Stało się to w dniu, kiedy błyskawice Zeusa groźnie przecinały niebiosa, a zamiast deszczu sypał się z Olimpu ognisty grad pocisków. Każdy Helleńczyk wiedział, iż nie zwiastuje to niczego dobrego. Podobne sytuacje zdarzały się, gdy Pan Olimpu popadał w konflikt ze swoją żoną. Ich kłótnie słyszała cała Grecja, a nawet sąsiadujące z nią państwa. Jednak tym razem było to coś innego. Dawało się wyczuć wiszące w powietrzu napięcie, które zwiększało się z każdą chwilą...
Dzień Nepalusa wyglądał jak każdy inny. Rano wypłynął z ojcem na połów, a kiedy powrócili, udał się do świątyni. Tym razem w koszu, który miał przewieszony przez plecy, oprócz ryb znajdowało się także trochę owoców i jarzyn. Szedł żwawym, szybkim krokiem. Kiedy znalazł się przy wejściu, usłyszał ze środka podniesione głosy dwóch osób. Zerknął przez wąską szparę w drzwiach i jego oczom ukazał się nie codzinny widok. Oto na dawno nieużywanym już tronie siedział sam Zeus. Miał gniewny, a zarazem zamyślony wyraz twarzy. Na kolanach, z twarzą pochyloną ku kamiennej posadzce, klęczała przed nim jego młodziutka córka Hebe-bogini młodości. Nepalusowi zdało się, iż jest to najpiękniejsza i najurokliwsza istota, jaka kiedykolwiek narodziła się na Ziemi. Była drobnej postury. Delikatną twarzyczkę otaczały czarne, długie włosy. Zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Nagle Hebe podniosła ku ojcu smutne oczy i przemówiła:
-Ojcze, dlaczego? Ach dlaczego chcesz uczynić swą córkę nieszczęśliwą? - zaszlochała tak rzewnie, iż Nepalus uczuł bolesne ukłucie w sercu. Zeus spojrzał na nią twardo:
-Zupełnie cię nie rozumiem córko. Wraz z matką znaleźliśmy dla ciebie idealnego kandydata na męża.
-Nie kocham Heliosa! Czy tak trudno ci to zrozumieć ojcze?
-Dość! Chyba się zapominasz. To moje ostatnie słowo Hebe. - po tych słowach Zeus powstał z miejsca i ruszył w stronę dzrzwi, znajdujących się po przeciwnej stronie tych, za którymi ukrywał się Nepalus. Władca Olimpu wsiadł do swojego złotego rydwanu i wzbijając ogromny tłuman kurzu, odleciał. Nagle, zupełnie niespodziewanie Hebe podniosła się na równe nogi i biegiem ruszyła w stronę Nepalusa. Zdezorientowany chłopak nie zdążył wykonać żadnego ruchu. Niczego nieświadoma bogini otworzyła drzwi i wpadła na niego z ogromnym impetem. Z jej ust wydobył się krzyk zaskoczenia. Nepalus, pomimo wysokiego wzrostu i ogromnej siły fizycznej nie zdołał utrzymać równowagi. Wraz z Hebe runęli na ziemię, a ponieważ świątynia znajdowała się na wzgórzu, zaczęli się turlać w dół. W końcu, uderzywszy w jakieś drzewo, zatrzymali się. Chłopak natychmiast się podniósł, gdyż nie chciał rozgniewać nieszczęśliwej już i tak Hebe. Jednak po chwili wszystko w jego głowie zaczęło wirować i znów upadł. Dopiero po paru minutach odważył się otworzyć oczy. Spodziewał się zobaczyć grymas na twarzy bogini, ale jej reakcja zupełnie go zaskoczyła. Uśmiechała się do niego promiennie. Nawet jej dotąd smutne oczy zajaśniały blaskiem.
-Nepalusie, czy to ładnie podsłuchiwać? - zagadnęła z filuternym uśmieszkiem.
-Przepraszam. Ja nie chciałem. Ja ja.. - zabrakło mu słów. Jej uroda go onieśmielała. Lecz nagle coś innego przyciągnęło jego uwagę. - Skąd wiesz, jak mam na imię?
-Och, obserwuję cię każdego dnia. Moje życie jest bardzo nudne. Każdego ranka przesiaduję nad rzeką i...-urwała nagle, a jej spojrzenie znów stało się smutne i udręczone. -Teraz to wszystko nie ma najmniejszego znaczenia.
-Tak bardzo mi przykro. Czy nie ma żadnego sposobu? - zapytał chłopak. Nagle jej twarz całkowicie zmieniła swój wyraz. Spojrzała na niego twardo:
-Uciekniesz ze mną? To jedyne, co mogę zrobić, jeśli chcę uniknąć zamążpójścia. - choć poznał ją zaledwie kilka minut temu, był dla niej gotowy absolutnie na wszystko. Wiedział też, że to właśnie z nią chce spędzić resztę życia.
-Dobrze. - powiedział i spojrzał jej prosto w oczy. Hebe prędko wstała, wzięła go za rękę i powiedziała:
-Ruszajmy. Mój ojciec szybko zorientuje się, co się stało. Musimy być wtedy daleko.
Wędrowali bardzo długo. Lecz pomimo zmęczenia nie ustawali. Podczas spędzonych wspólnie tygodni zaprzyjaźnili się i obdarzyli tak ogromnym zaufaniem, iż dla nich samych nie do końca było ono zrozumiałym. Narodziła się w nich miłość szczera i piękna. Jednak nie dane im było cieszyć się życiem zakochanych. Pewnego razu postanowili zatrzymać się na noc pod ogromnym drzewem oliwnym. Nepalus siedział oparty o pień, a Hebe leżała z głową na jego kolanach. Zasnęli bardzo szybko po trudach całodniowej wędrówki. Jednak w środku nocy wydarzyło się to, czego obawiali się najbardziej. Wysłana przez Zeusa grupa tytanów odnalazła zakochanych. Pomimo protestów zostali oni siłą zaprowadzeni na Olimp. Gniew Zeusa był nieopisany. Wymierzył Nepalusowi okrutną karę. Kazał go wrzucić do przepaści pełnej lwów. W dniu wyroku pozwolono Hebe na krótką rozmowę z jej ukochanym. Gdy tylko ją do niego dopuszczono upadła przed nim na kolana i zaczęła gorzko płakać. Jednak on uśmiechnął się do niej i powiedział:
-Niczego nie żałuję. Gdyby można było cofnąć czas, postąpiłbym tak samo. Kocham cię - po tych słowach pocałował ją w czoło.
Gdy wykonywano wyrok Hebe ani nie krzyczała, ani nie płakała. Z żalu pękło jej serce. Zamieniła się w proch i złączyła się ze swoim ukochanym na wieczność. Niektórzy twierdzili, że od czasu do czasu pod pewnym drzewem oliwnym można spotkać dwie postacie: mężczyzna zawsze siedzi oparty o pień, a kobieta leży z głową opartą na jego kolanach. Uśmiechają się do siebie i rozmawiają. Ale gdy tylko ktoś próbuje podejść bliżej, rozpływają się w powietrzu. Stali się oni symbolem zakazanej miłości.