Legendy Pałuckie

Legenda o zatopionym Żninie, Feliks Malinowski
Niewielkie miasto Żnin, stolica regionu pałuckiego, leży w dolinie między dwoma jeziorami. Prowadził tędy niegdyś ważny szlak handlowy. Stary gród był niezwykle piękny i chętnie odwiedzany przez kupców. W zamierzchłych czasach pewien książę prowadząc swój lud w poszukiwaniu siedzib dotarł aż na teren Pałuk. Znużony uciążliwą wędrówką zatrzymał się na przesmyku między jeziorami, alby rozbić na noc bezpieczne legowisko. Urzeczony krajobrazem książę postanowił tu pozostać i założyć swoją siedzibę. Pod uderzeniami toporów zaczął się cofać odwieczny bór, a na wykarczowanej ziemi zaczął wyrastać gród otoczony wałem obronnym. Mijały lata, gród rozrastał się i bogacił. Wkrótce wieść o jego zasobności rozeszła się daleko docierając do odległych nawet państw. Pewnego dnia do grodu zajechał bogaty kupiec z dalekiej Brandenburgii. Towarzyszyły mu żona i piękny córka Erika. W grodzie wszyscy młodzieńcy potracili dla niej głowy, zabiegali o jej względy urzeczeni jej urodą. Uległ jej powabom także jedyny syn władcy grodu Żnińskiego-Mirosław. Oczarowany jej wdziękami, ciągle przebywał w jej towarzystwie, zaniedbując swoje obowiązki na dworze ojca, łamiąc też stare dobre obyczaje panujące w grodzie. Sędziwy ojciec z goryczą i żalem w sercu obserwował zachowanie syna.
-Chyba pojmujesz-napominał syna-że Erika jest z Branderburczyków, odwiecznych naszych wrogów. Ona nas wszystkich może przywieść do zguby. Chcę, abyś objąwszy władzę po mojej śmierci, z całym oddaniem służył mieszkańcom Żnina.
Bezprzytomnie zakochany Mirosław nie zważał na słowa ojca ani na przestrogi przyjaciół. Zmartwiony wielce władca zaczął coraz mocniej zapadać na zdrowiu, niedomagać i po trzech miesiącach zmarł. Od tej pory zaczął się ciężki okres dla grodu i jego mieszkańców. Mirosław nie czekając nawet na zakończenie żałobnych obrzędów, wbrew tradycji, za usilną namową narzeczonej ogłosił swoje z nią zaślubiny. Wydał z tej okazji iście książęcą ucztę, by całe miasto się weseliło i bawiło. Jednak do suto zastawionych stołów nie zasiadł żaden mieszkaniec. Wszyscy byli bowiem pogrążeni w szczerej żałobie po starym władcy, któremu własny syn nie oddał należytej po śmierci czci.
-Widzisz, jak twoi poddani lekceważą ciebie i naszą uroczystość-mówiła do młodego następcy Erika. Pokaż im, żeś ty ich władcą! Każ siłą sprowadzić biesiadników! -podburzała swego małżonka.
Jednak Mirosław nie dał wiary słowom żony. Kazał jedynie muzykantom głośniej grać, aby wszyscy słyszeli, że uczta weselna juz się zaczęła-łudząc się, że przybędą. Niemniej nikt nie przyszedł. Uroczystość odbyła się w towarzystwie zaledwie kilkunastu gości, przeważnie Branderburczyków. Władcą okazał się Mirosław niedoświadczonym a co gorsza uległym. Zaślepiony miłością do Eriki, ulegał jej niemal we wszystkim. Przebiegła kobieta wykorzystywała to wywierając coraz to większy wpływ na decyzje i rządy męża. Mirosław czuł w głębi serca, że jego uległość w rządach wobec Eriki przynosi szkodę mieszkańcom grodu. Był jednak za słaby by się sprzeciwić. Dręczony wyrzutami sumienia, szukał ucieczki, zapomnienia w winie. Popadł całkowicie w pijaństwo.
– Muszę tu zaprowadzić nowe obyczaje i nową kulturę i prawa-chwaliła się przed mężem Erika. Nie mogę ciągle patrzeć na te wstrętne gęby naszych poddanych.
-Jak możesz lekceważyć prawa i tradycję naszych przodków! Obrażać ludzi, którzy rzetelną pracą w poszanowaniu obyczajów praojców stworzyli tu dostatek– usiłował protestować Mirosław.
-Te barbarzyńskie obyczaje nazywasz prawem!? Nie chcę pośród tego marnować życia i urody. Nie dlatego wyszłam za ciebie.-histeryzowała Erika.
Mirosław nie miał w nikim oparcia, toteż jedyne co mu pozostało to godzić się na wszystkie posunięcia żony, zagłuszając niespokojne sumienie winem i miodem.
Erika wraz ze swoim dworem prowadził dostatnie życie. Cudzoziemcy deprawowali swoimi obyczajami ludność grodu. Podatki i daniny nakładane na nich rujnowały ich coraz bardziej. Zastraszani surowymi karami ludzie posmutnieli, niechętnie pracowali. Będąc już u kresu wytrzymałości mieszkańcy Żnina zdecydowali się wysłać grupę zasłużonych ludzi rzemiosła do Mirosława, aby temu wszystkiemu położył kres. Ich upór rozzłościł Mirosława, który kazał ich surowo ukarać. Gdy wieść rozeszła się w grodzie oburzenie i gniew ogarnął wszystkich mieszkańców. Najmłodsza córka jednego z uwięzionych mieszczan-Dobrosława– postanowiła się wstawić za nim do Eriki. Jej błagania na nic się nie zdały. Ojca Dobrosławy skazano na śmierć. W dzień egzekucji, wczesnym rankiem siłą spędzono wszystkich mieszkańców na rynek, gdzie miano wykonać wyrok. Widząc olbrzymi topór wzniesiony nad głową ojca, dziewczyna wybuchnęła płaczem. Z jej oczu popłynęły rzęsiste łzy. Spływały obficie i szybko utworzyły strugę wartko płynącą do Gąsawki. I wówczas nagle woda w małej rzeczce łączącej oba jeziora zaczęła gwałtownie przybierać. Po chwili już najniższe uliczki grodu zalewała woda. Przerażenie ogarnęło oprawców. Chcieli zmienić wyrok, opuścić zagrożone miejsce. Było jednak za późno. Woda przybierała tak gwałtownie, że w kilka chwil zatopiła cały rynek. W tym morzu łez z jakąś dziwną swobodą pływali prawie wszyscy mieszkańcy grodu. Tylko zły Mirosław i Erika ze swoim dworem nie mogli utrzymać się na wodzie i jeden po drugim pogrążali się we wzburzonych falach. Mirosław wraz z żoną próbowali się ratować na wieży. Wdrapywali się z wielkim trudem coraz wyżej, jednak im dalej zdołali się wspiąć tym wyżej podnosiła się wokół woda. Resztkami sił dotarli wreszcie do dzwonów i ostatnim wysiłkiem złapali za sznur największego z nich., gdy spieniona fala zmyła ich w kotłującą się toń. Jeszcze jeden rozpaczliwy wysiłek ratowania się po sznurach innych dzwonów-i następny potężny wir wciągnął ich na zawsze ciemną otchłań. Rozkołysane ich szamotaniem dzwony rozdzwoniły się donośnie oznajmiając wszystkim śmierć znienawidzonego władcy z całym jego dworem. Rozlegał się ten dźwięk nawet wtedy, gdy wierzchołek wieży dawno pogrążył się w falach powiększonego jeziora. Ocalała ludność po wielu latach wspólnym wysiłkiem zbudowała nową osadę, która dała początek dzisiejszemu miastu.

Dodaj swoją odpowiedź