Czy zgadzasz się z paradoksalną formułą Mefistofelesa „Jam jest tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro”? W jaki sposób zło może się przyczyniać do tworzenia dobra? A może uważasz, że nie jest do tego zdo

Zło i Dobro, dwie antagonistyczne siły trzymające ten świat w całości. Wzajemnie się uzupełniają, a granica między nimi jest tak płynna, że aż czasem niezauważalna. A sprawcą ich jest człowiek. Homo Sapiens – „człowiek myślący”, a co za tym idzie, potrafiący odróżnić dobro od zła. „Największym wrogiem człowieka jest drugi człowiek” – tak mówiono już od dawnych czasów. To my, ludzie jesteśmy sprawcami wszelkiego zła na świecie - tylko człowiek potrafi być tak okrutny i z premedytacją, bez skrupułów zabić drugiego człowieka – to nie zdarza się wśród zwierząt. Czasem jednak, złe postępowanie nie bierze się ze złych intencji, często chcąc czynić dobro, robimy jeszcze większe zło. Przecież „dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane”. Ale czy może zajść sytuacja odwrotna? Czy ze zła może wypłynąć dobro, czy zło może przyczynić się do jego tworzenia?

Każda akcja wywołuje reakcję, każde zdarzenie ma swoja przyczynę. Nie inaczej jest z dobrem i złem. Każdy dobry uczynek ma swój głębszy grunt, podłoże, jest efektem działania jakiegoś bodźca, który go wywołał. Nic, absolutnie nic nie dzieje się bez przyczyny. Takim bodźcem może być inny dobry uczynek, jakaś głębsza zasada moralna, etyczna czy obowiązująca zasada, reguła, pisana lub niepisana. Ale równie dobrze, może być to zły uczynek. Już Jezus mówił – jedynym sposobem, by zwalczyć zło, jest pokonywać je dobrem. W ten właśnie prosty sposób można potwierdzić mefistofeliczną formułę. Bardzo dosadnym tego przykładem mogą być wszelkie wojny, ataki terrorystyczne, powstania i społeczna reakcja na nie. Chociażby ostatni atak na World Trade Center w 2001 roku – sami amerykanie przyznają, że nie podejrzewali, że tak wiele dobra dla drugiego człowieka może drzemać w nich samych. W obliczu nieporównywalnej do niczego tragedii, potrafili zjednoczyć się i wspierać się nawzajem, dając sobie wiele dobra, którego prawdopodobnie nie zdołaliby z siebie wykrzesać, gdyby nie to zło, które im wyrządzono. Takie przykłady można by mnożyć – chociażby jednoczenie się narodu przeciw okupantom – kiedy to wszelkie granice, podziały pomiędzy ludźmi nie mają znaczenia, wady i przywary nagle zanikają, by osiągnąć wyższy cel, by pokonać wroga, zło które niszczy i odbiera ojczyznę.
Jednak nie zawsze jest to tak jednoznaczne. Eutanazja – bardzo kontrowersyjny temat ostatnio, omawiany na łamach prasy, w radiu, telewizji. Trwa dyskusja, czy można ustalić tę granicę, czy taka granica jest w ogóle możliwa – pomiędzy tym prawdziwym cierpieniem pacjenta, a zwykłą manipulacja lekarską, czy, chcącej się pozbyć ciężaru, rodziny. Bo jaką miarą można mierzyć cierpienie człowieka, samemu go nie odczuwając? Ale, jeżeli rozpatrywać by „czysty” przykład eutanazji, kiedy to choroba pacjenta naprawdę jest nieuleczalna, bez jakichkolwiek szans na pokonanie jej, kiedy chory naprawdę cierpi męki i zgadza się na zabieg, to czy nie jest to ewidentny przykład potwierdzający słowa Mefistofelesa? Jednoznacznie zły uczynek, jakim jest niewątpliwie odebranie życia drugiemu człowiekowi, przyczynia się tak naprawdę do dobra – skraca cierpienia chorego, ale i nie tylko – chory często czuje, że jest ciężarem dla swoich bliskich, nie tylko finansowym, ale także psychicznym i fizycznym, a ta świadomość czasem jest gorsza od samej choroby. I praktycznie jedynym wyjściem z takiej sytuacji jest śmierć, rozwiązanie ostatecznie – zło, czyli eutanazja.

Ale odpowiedzią na mefistofeliczną formułę, mogą być nie tylko skomplikowane etyczne problemy, bardzo trudne do jednoznacznego określenia, bo odbierane całkiem różnie przez każdego człowieka, ale także proste, wypływające z logicznego myślenia „równanie” – bez zła nie byłoby dobra. Bez tej antagonistycznej siły, która przeciwstawia się dobru, nie można byłoby określić jego prawdziwej wartości, nie byłoby tej „miary”, która obrazowałaby nam to, czym naprawdę jest. Zło każe się sobie przeciwstawiać, jest wartością, przez którą potrafimy docenić potęgę dobra. Ale, jak to powiedział Woland w „Mistrzu i Małgorzacie” – literackie uosobienie szatana – on nie działa sam, on jest tylko wysłannikiem. Paradoksalna postać Wolanda, w którego naturze jest czynić zło, gdy tymczasem robi coś zupełnie odwrotnego, ukazuje nam, że tak naprawdę zło nie musi czaić się w tym, co uznajemy za jego oczywiste źródło. Pokazuje, tak jak Mefistofeles, że stworzone przez niego zło, może być równie dobrze przyczyną dobra. On jest, tak jak powiedział, wysłannikiem, częścią większej siły, która poprzez zło, stymuluje, popycha do czynienia i sama czyni dobro. A diabeł, główny sprawca grzechu, jest przecież upadłym aniołem – istotą stworzoną przez największą z sił – Boga.


Mefistofeles w swojej formule zmusza nas do myślenia, nad głębszym zastanowieniem się nad istotą zła, istotą grzechu i jego przyczyną. Tak naprawdę, to człowiek jest wszelkim źródłem zła, sam w sobie nie będąc jednak istotą z gruntu złą. Jedyne piekło które istnieje, to to, w którym uczestniczymy teraz – Ziemia. A diabeł, jest tylko wysłannikiem, czyniąc zło, popycha nas samych do przeciwstawiania się mu - do czynienia dobra. Do sprawienia, żeby to nasze Ziemskie piekło stało się choć trochę lepsze.


Dodaj swoją odpowiedź