1.PRZECZYTAJ OPOWIADANIE MARKA HŁASKI OKNO, A NASTĘPNIE WYKONAJ ZWIĄZANE Z NIM POLECENIA. Nikt prawie nie przychodził do mnie; mieszkam sam, od lat w tym samym brudnym i brzydkim domu przy jednej z bocznych ulic naszego miasta. Do okna mego pokoju nie
1.PRZECZYTAJ OPOWIADANIE MARKA HŁASKI OKNO, A NASTĘPNIE WYKONAJ ZWIĄZANE Z NIM POLECENIA.
Nikt prawie nie przychodził do mnie; mieszkam sam, od lat w tym
samym brudnym i brzydkim domu przy jednej z bocznych ulic naszego
miasta. Do okna mego pokoju nie zagląda nigdy księżyc, nigdy też nie
widzę stąd nieba i gwiazd; mogę oglądać tylko kawałek podwórka i
przeciwległą ścianę drugiego domu - bardzo wysoką, po części
obrośniętą dzikim winem. Są tam dwa okna. W jednym - jak z czasem
wywnioskowałem - mieszka tapicer, w drugim jakieś młode małżeństwo z
dzieckiem; od czasu do czasu widywałem jasny łebek tego dziecka, nie
wiem nawet po dziś, czy był to chłopiec, czy dziewczynka; potem
dowiedziałem się, że dziecko umarło. I straciłem ochotę do oglądania
przeciwległej ściany; kiedy zrozumiałem, że nigdy już nie zobaczę
tego dziecka, zauważyłem, jak doprawdy ohydna jest ta ściana.
Bardzo rzadko odwiedzał mnie pewien urzędnik z pierwszego piętra; ja
sam mieszkałem na parterze. Był to jeden z tych poczciwych
świntuchów, w których ustach nawet przekleństwa diabłów brzmią zgoła
niewinnie i tracą barwę, a którzy biją nas co chwila w kolano i
mrużąc oko, pytają: "No, jakże? Podobało się panu? Prawda, że to
znakomite?" Z początku nie znosiłem tego człowieka i jego jurnych
opowiadanek. Wydawał mi się obmierzły i głupi ponad wszystko; z
pewną nawet przyjemnością myślałem, że z jego dowcipów śmiano się
już chyba za czasów Franciszka Józefa. Lecz potem przestał mnie
drażnić, a nawet stał mi się potrzebny, zrozumiałem bowiem, że ten
człowiek, mieszkający na pierwszym piętrze, jest takim samym biednym
i samotnym człowiekiem jak na parterze ja. Zapragnąłem zrobić mu
jakąś przyjemność: z nie byle jakim trudem wyuczyłem się kilku
dowcipów i gdy przyszedł do mnie - powtórzyłem mu. Pamiętam, że
milczał i nie powiedział już nic tego wieczora. I przestał mnie
odwiedzać. Doprawdy, nie wiem dlaczego.
Przed moim oknem rosło drzewo akacji. Było bardzo stare i uschło:
pamiętam, że ostatniej wiosny kwitła już tylko jedna gałąź. Wtedy to
po raz pierwszy ujrzałem tego chłopca: siedziałem w pobliżu okna i
zobaczyłem w pewnej chwili, że ruda głowa usiłuje zajrzeć do mego
pokoju. Z początku przestraszyłem się, lecz zaraz potem zrozumiałem,
iż jest to główka dziecka, i postanowiłem czekać. Patrzyłem
wstrzymując dech; biedaczek, chciał zajrzeć nieco dalej, lecz nie
mógł się wspiąć. Myślałem: "Pomóc mu? Zapytać, czego chce?" Lecz po
73
chwili przestraszyłem się: przyszło mi do głowy, że mogłoby to
zniechęcić go i spłoszyć.
Następnego popołudnia znów zauważyłem, że właściciel rudej głowy
pragnie wspiąć się i zajrzeć do mego pokoju. Widocznie był jednak
bardzo mały i nie mógł wykonać tego, co pragnął. Wtedy ja sam
zdecydowałem się wyjrzeć i zobaczyłem go; tak, był to rzeczywiście
nieduży, bardzo śmieszny rudzielec. Za to przy boku miał potężny
pałasz; aż mnie to, pamiętam, zdziwiło, że taki malutki chłopiec ma
taki duży pałasz. Odważyłem się i zawołałem:
- Hej, mały!
Odwrócił się, lecz pobiegł dalej. Pomyślałem ze smutkiem, że
spłoszyłem go i na pewno już nie będzie chciał tu zajrzeć. Lecz nie;
wieczorem znów ujrzałem jego rudą główkę, nawet nieco wyżej. I wtedy
zrozumiałem, co go przyciąga: obraz na mojej ścianie. Był to nędzny
bohomaz, przedstawiający bitwę morską: okręty ze strzaskanymi
żaglami, spienione fale, rozbitków i tak dalej. Mały patrzył na ten
obraz z podwórka i widział tylko trochę, a więc czubki masztów i
prawdziwego koloru niebo, któremu tak nie pożałował farb ów nieznany
mi malarz. Zdecydowałem się dopomóc chłopczykowi i kiedy przyszedł
wieczorem, wychyliłem znienacka głowę i krzyknąłem:
-Chcesz zobaczyć mój obraz, prawda?
Patrzył na mnie chwilę, potem przełknął ślinę i rzekł mężnie:
-Tak.
Podałem mu rękę. Usiadł na parapecie ze zręcznością małpki: pamiętam
jeszcze krótki błysk zachwytu w jego oczach. Lecz po chwili
spostrzegłem, że nie patrzy już wcale na obraz: rozglądał się
bacznie po moim pokoju. Widziałem, jak gaśnie zachwyt na jego
twarzy. Zobaczyłem, że posmutniał: był teraz poważny i skupiony,
jakby w ciągu tych chwil, kiedy siedział na parapecie, przybyło mu
wiele lat i troski. Bardzo długo milczał opuściwszy rudą główkę.
Potem rzekł:
-Wszędzie jest tak samo.
-Tak! - rzekłem. - Wszędzie jest tak samo.
-Nigdzie nie ma inaczej? - zapytał.
-Nie - odparłem.
-A gdyby tak bardzo daleko stąd? Też tak samo?
-Tak. Tam też są takie pokoje. Na całym świecie są takie pokoje.
Świat to jest właśnie kilka takich pokoi.
-To ja jeszcze zobaczę - rzekł.
Zeskoczył i uciekł. Następnego dnia wróciłem później do domu.
Pierwsze, co zobaczyłem wszedłszy do pokoju, to leżący pod oknem
jakiś przedmiot. Podniosłem go; był to ów pałasz, który budził moje zdumienie
Lecz sam chłopczyk nie zajrzał do mnie już nigdy.
a. napisz plan wydarzeń
b.wymień bohaterów
c.określ czas i miejsce akcji
d.zaznacz fragment, który możesz uznać za wstęp. Jakich informacji nam dostarcza?
e. zakończenie tego opowiadania to tylko ostatnie zdanie. czy wymowę tekstu uważasz za optymistyczną czy pesymstyczną? uzasadnij swoją opinie
prosze pomocy :c