Kolejny dzień bezowocnych poszukiwań przyprawiał mnie o ból głowy. Wykończony studiowaniem wstępnego raportu policyjnego przetarłem oczy i wyjrzałem przez okno. Świtało, a to oznaczało, że do spotkania z Huntonem zostało mi tylko siedem godzin. Ostatnim razem kategorycznie zażądał konkretów, a ja wciąż nic nie miałem. Ślepo stąpałem śladami mordercy, bezustannie będąc krok za nim. Z zamyślenia wyrwał mnie dzwoniący telefon. Westchnąłem zrezygnowany i nie spiesząc się podniosłem słuchawkę. Z głośnika rozległ się skrzeczący głos Daniela Huntona, wyjątkowo nieprzyjemnego szefa policji, który wynajął mnie do tej nader kłopotliwej sprawy. - Patton, nie udawaj, że spałeś! Za dwie godziny potrzebuję świeżych dowodów. Mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć. Spotkamy się u mnie w biurze, przyjdź sam. - Ale... – zacząłem, lecz usłyszawszy huk odkładanej z trzaskiem słuchawki, zaniechałem wszelkich sprzeciwów. Postanowiłem po raz ostatni rzucić okiem na zgromadzone informacje. Mój mózg nigdy nie był w stanie wydedukować czegokolwiek pod presją, więc nie spodziewałem się żadnego olśnienia. Tym razem jednak, po dokładnemu przejrzeniu się zgromadzonym dowodom, w mojej głowie zrodził się pewien pomysł... Chory, lecz na nieszczęście dla mnie jak najbardziej słuszny... W biegu dopijając kawę, wsunąłem broń do kabury i wyszedłem z mieszkania. W biurze panował półmrok. Promienie wschodzącego słońca nieśmiało przedzierały się przez zasłonięte żaluzje. Hunton siedział za biurkiem, obracając w palcach złote pióro. - Więc jak, Stephen? – zapytał. – Znalazłeś coś godnego uwagi? Wyraźnie widziałem zdenerwowanie malujące się na jego twarzy, którego nie zdołał ukryć pod maską serdecznego uśmiechu. - Nie chciałbym wyciągać zbyt pochopnych wniosków... – odparłem, dyskretnie kładąc dłoń na schowanym pod marynarką pistolecie. Miasto dopiero budziło się do życia, w budynku policji nie było nikogo. Znajdowałem się w pułapce. Sam na sam z mordercą... - Nie żartuj, Patton. Wszyscy wiedzą, że jesteś najlepszy. Podziel się ze mną swoimi cennymi uwagami. Domyślał się, że wpadłem na właściwy trop. Powoli wstał z dyrektorskiego fotela i wyjąwszy coś z szuflady, zbliżył się do mnie. W lewej dłoni trzymał rewolwer, którego model i kaliber zgadzały się z parametrami broni, z której zastrzelono z ofiarę. Wszystko się zgadzało. Motyw, okoliczności, narzędzie zbrodni... - Szkoda tak zdolnego chłopaka – powiedział, celując we mnie. Pociągnęliśmy za spust niemalże w tej samej chwili. Żaden z nas nie chybił. Mój brat ma to na wypracowanie na jutro :D Mam nadzieję, że ci się spodoba PRAWA AUTORSKIE
Plis mam to na dzisiaj ;c Daję naj
Napisz krótkie opowiadanie detektywistyczne.
Odpowiedź
Dodaj swoją odpowiedź