Opis przeżyć wewnętrznych Skawińskiego.
Dni na latarni były podobne do siebie, praktycznie niczym się nie różniły. Tydzień mijał za tygodniem. Jednak pewnego dnia łódka przywiozła wodę i jedzenie oraz zostawiła coś jeszcze. Byłem bardzo ciekawy co to jest, więc otworzyłem paczkę i zobaczyłem książki. Ręce mi drżały, ale wziąłem jedną z nich i zobaczyłem, że książka jest polska. Przetarłem oczy, bo nie mogłem w to uwierzyć. Moje zdziwienie było ogromne. Myślałem, że to wszystko, to tylko piękny sen, który zniknie, gdy otworze swe oczy. Ale nic podobnego się nie stało, książka była, a ja słyszałem bicie własnego serca.
Zobaczyłem stronę tytułową i wiedziałem, że autor jest mi znany i, że jest on wielkim poetą. W ciszy jaka panowała, zacząłem czytać drżącym, głośnym głosem. Brakowało mi go, wydawało mi się, że litery są coraz bliżej moich oczu, abym je czytał, jednak mnie coś ściskało za gardło. Po chwili odpoczynku, zacząłem znów czytać. Przeczytałem kawałek treści i rzuciłem się na ziemię, głośno krzycząc. Płakałem, bo byłem zdziwiony, że przez tyle lat nie słyszałem języka ojczystego, a teraz on sam przyszedł do mnie. W płaczu, nie wyrażałem żadnego bólu, lecz tęsknotę, która się we mnie wzbudziła i miłość do ojczyzny. Wstałem z ziemi, a we mnie był ogromny spokój i poczułem natchnienie, więc zacząłem czytać dalej.
Zmierzch zatarł litery, a ja przymknąłem oczy i się rozmarzyłem. To znaczy przeniosłem się do ojczyzny, do mojej rodzinnej wsi. Obraz przelatywał mi szybko, jednak ja pamiętałem wieś, jakbym był tam dzisiaj.
Z moich myśli wyrwał mnie głos jakiegoś człowieka. Był to Johns, który oznajmił mi, że nie zapaliłem latarni przez co rozbiła się łódź. Na tę wiadomość pobladłem.