Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego wzgórza" - Życie jest piękne.
Lucy Maud Montgomery to autorka książek dla młodzieży. Prace pisarską zaczęła tuż po studiach jednak bez większych rezultatów. Dopiero wydana w Kanadzie w 1908 roku „Ania z Zielonego Wzgórza” przyniosła jej ogromny sukces. Powieść stałą się od razu bestsellerem, zdobyła ogromne powodzenie, co uwidaczniało się licznymi tłumaczeniami, milionowymi nakładami, adaptacjami filmowymi i scenicznymi. Data wydania książki była nie tylko niesłychanie ważna dla autorki, ale także dla wielu pokoleń dziewcząt na całym świecie. Czytelnicy domagali się kolejnych tomów. Tak powstawały następne książki o losach Ani – dziecka, Ani – podlotka, aż do Ani – dorosłej kobiety. Cykl ten zamknął się w liczbie 10 tomów.
Jak wiadomo z licznych notatek biograficznych, pisarka miała bardzo trudne dzieciństwo. Jako małe dziecko straciła matkę, ojciec zaś wyjechał zostawiając ją pod opieką dziadków, mieszkających w Cavendish, na Wyspie Księcia Edwarda. Byli oni prototypami dwóch postaci – Maryli i Mateusza,
w cyklu powieściowym o Ani. Autorka porzuciła dziennikarstwo, aby zająć się swoją babką, z którą była bardzo związana emocjonalnie. Utrzymywała się
z pracy nauczycielki.
Czy historia Ani nie przypomina Wam losów Lucy Maud Mongomery? Można by stwierdzić, że to właśnie na podstawie własnych doświadczeń, swoich przeżyć autorka napisała tę książkę.
Ania, gadatliwa rudowłosa dziewczynka, z głową pełna pomysłów została adoptowana przez rodzeństwo Marylę i Mateusza Cuthbertów. Mimo, że na początku mieli pewne opory, nie wiedzieli czy ją zatrzymać, czy oddać
z powrotem do domu dziecka, gdyż chcieli adoptować chłopca, szybko ją pokochali. Tego dziecka po prostu nie dało się nie kochać. Ciągle nowe pomysły, ciągle nowe problemy. Wieczne chodzenie z głową w chmurach. Te cechy Ani, a przy tym jej niesamowite przygody, często nawet przykre wypadki, sprawiają, że można się z nią utożsamiać. Nie jest „wyidealizowaną” bohaterką z książek z cyklu „dla panienek z dobrego domu”. Jej perypetie są zabawne, ciężko się od nich oderwać. Ja, sięgając za każdym razem po „Anię z Zielonego Wzgórza”, poznaję ją na nowo. Czuję, jakbym czytała tę powieść pierwszy raz. Powieść? Ania powiedziałaby pewnie, że takiej książki nie można nazwać powieścią, bo jest zbyt podniecająca. Pani Allan i panna Stacy uznałyby ją za odpowiednią „dla dziewczynki w wieku trzynastu lat i trzech kwartałów”. Ale czy tylko dla dziewczynek w tym wieku? W moim przekonaniu jest to książka dla wszystkich. Dla ludzi od 0 do 100 lat. Losy Ani mogą bawić nie tylko dzieci, ale też dorosłych. Przypomina o wartościach takich jak: miłość, przyjaźń, oddanie, bardzo w XXI wieku ważnych, a które nie są uznawane za „skarby” współczesnych ludzi.
Człowiek dojrzały wraca do lektur swojego dzieciństwa, jak do wspomnień, miejsc bliskich, serdecznych. Jeżeli pewnego dnia matka i córka pochylą się wspólnie nad „Anią z Zielonego Wzgórza”, to zastanówmy się gdzie jest konflikt pokoleń? Gdzie nagle zostaje zakopany topór wojenny? Gdzie mury nieporozumień?
Tu nasuwa mi się kolejne pytanie. Co sprawiło, że chuda, piegowata, rudowłosa istotka nadal zachwyca swych czytelników? Nie znam zdania wszystkich jej wielbicieli, ale wydaje mi się, że dzieje się tak, ponieważ problemy młodzieńcze nie zmieniają się, są wciąż takie same. Współczesne nastolatki żyją w innej rzeczywistości, ale nie zmienia to faktu, że mają podobne problemy. Cieszą się życiem. Uważają, że każde przeżyte wydarzenie to „całą epoka”, i że wszystko, co w życiu się przytrafia, uczy nas jak postępować, aby nie popełniać ciągle tych samych błędów. Ania mówi nam „życie jest piękne”. Musimy nauczyć się czerpać z niego pełnymi garściami, nie chować się w ciasnej „skorupce”. Iść „pod prąd”, jeżeli tego wymaga sytuacja. Nie przejmować się zakrętami na drodze, bo one sprawiają, że wyrabia się charakter. Cechy bohaterów jak: otwartość, wrażliwość na urodę świata, fantazja, opierają się działaniu czasu:. Marzenia, radości i smutki Ani mogą być bliskie współczesnej młodzieży, która może w nich znaleźć swoje własne tęsknoty. Jeśli nawet, realia życia Ani są komuś obce, to i tak zanurzy się w pogodnej atmosferze Zielonego Wzgórza.
Czy powieść ta warta jest upowszechniania? W moim przekonaniu, tak. Pokazuje nam, jak działa magia Ani, nie Andzi, Shirley. Sprawia ona, że zatapiamy się w marzeniach, myślimy o przeszłości, a marzymy o przyszłości. Staramy się wymyślić nowe przygody bohaterki. Co ona mogłaby jeszcze zbroić? Dodać kropli walerianowych do ciasta? Nie, to już było. Spoić Dianę Barry, swą najlepszą przyjaciółkę? To również zostało już opisane. A więc co? Co mogłaby jeszcze spsocić? Pozostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Każdy człowiek, czy to duży, czy mały, czytał „Anię z Zielonego Wzgórza” i na pewno nie raz zastanawiał się, co tej dziewczynie przyjdzie jeszcze do głowy. Teraz niech sobie to wszystko przypomni i razem ze mną zacznie się śmiać
z nowych przygód naszej bohaterki. Bo czy to nie jest śmieszne?
Moja fascynacja mieszkanką Zielonego Wzgórza trwa już od kilku lat, od czasu, kiedy pierwszy raz przeczytałam tę książkę. Dzięki Ani wierzę, że na świecie żyje setki ludzi, którzy tak jak ja uwielbiają jej perypetie. Myślę, że dzięki tej powieści poznałam wiele „pokrewnych dusz” . Na co dzień staram się być tak samo pogodna jak moja ukochana Ania. Owszem, zdarzają się chwile, gdy „tonę w otchłani rozpaczy” , ale staram się pomyśleć, co zrobiłaby na moim miejscu Ania Shirley. Od razu czuję się lepiej.
Sądzę, że póki istnieje potrzeba czytania książek, Ania z Zielonego Wzgórza będzie zyskiwała sobie nowych miłośników. Mam również nadzieję, że wielu młodych ludzi będzie sięgać po nią z własnej woli i często do niej powracać.