Jeden dzień w moim domu - opowaiadanie.

Przychodzę do domu po szkole jak codzień. Pukam do drzwi... Otwierają się same - matka znów zapomniała zatrzasnąć zamka... Wchodzę do środka. Charakterystyczny odór na wpół przetrawionego alkoholu unosi się w powietrzu. Idę powoli ostrożnie przez korytarz - nie ma światła bo przecież nikt nie opłacił rachunków. W pewnym momencie potykam się o coś. Kiedy patrzę w dół widzę matkę leżącą na podłodze z papierosem w jednej ręce i puszką piwa w drugiej. Jest na tyle ciemno że nie rozpoznałbym jej gdyby nie odezwał się jej zachrypnięty głos: "Mieczysław kurwa uważaj jak leziesz". Tak... Już wiem że to będzie mój typowy dzień... Z widocznym zmęczeniem i zrezygnowaniem w oczach dochodzę do salonu gdzie siadam na moim starym obdartym, ale jakże wygodnym fotelu - to chyba jedyny przedmiot do jakiego mam tutaj sentyment. Biorę w rękę pilota obsmarowanego czymś co przymina masło i włączam telewizor. Leci jakiś program o patologii w rodzinie. Boże... Jak ja współczuję tym biednym dziecią... Nagle spostrzegam mojego młodszego braciszka bawiącego się lalkami w orgię seksualną, więc wysyłam go do lodówki po browar, poganiając go kopem w 4 litery. Tak... Zimne piwo i TV to chyba jedyne przyjemności w moim jakże jeszcze krótkim życiu... Nagle ocknąłem się. Jest wieczór. Jak zwykle zasnąłem podchmielony oglądając porno reklamy... Z lekkim bólem głowy wchodzę do łazienki, aby oddać mocz, lecz spostrzegam tam mojego starszego brata zabawiającego się z koleżanką. No i znowu muszę sikać do zlewu w kuchni na brudne naczynia. Kiedy skończyłem, i spojrzałem na lodówkę, dotarło do mnie jak bardzo jestem głodny. Ile ja bym dał za obiad. Obiad? Dziwne że pamiętam w ogóle co znaczy to słowo, zważywszy na to, że ostatni raz spożywałem coś takiego dwa lata temu na święta Bożego Narodzenia... Ale w lodówce pusto (jak zwykle). W pewnym momencie spostrzegam na blacie kuchennym kromkę chleba... Twarda... Bardzo twarda. Ale to nic - pomyślałem - kiedy namoczę ją w wodzie będzie nadawać się do zjedzenia. Zadowolony z siebie, że dziś udało mi się coś zjeść choć nie musiałem kraść, znów siadam w fotelu i przełączam kanał w telewizorze. Hmm... Już 22:00 a mojego 14 letniego brata nadal nie ma. Nie boję się o niego - zdążyłem się przyzwyczaić... A może już wrócił, tylko nie zauważyłem tego... Tak, słyszę coś w jego pokoju. Idę to sprawdzić. Otwieram drzwi i spostrzegam mojego chrzestnego zabawiającego się z jakąś puszystą kobietą starszą od niego o co najmniej dziesięć lat... A myślałem że już nic mnie nie jest w stanie zdziwić. Swoją drogą ciekawy jestem czy będzie mu głupio kiedy wytrzeźwieje. Oburzony pytam co by na to powiedziała ciocia. Niespodziewanie uzyskuję odpowiedź: "zapytaj jej sam". Kieruję wzrok za palcem wskazującym wójka i widzę ciocię ze strzykawką wbitą w rękę. Chyba nie żyje... Dość! Dzisiaj już więcej nie wytrzymam. Kładę się na swoim kocu leżącym na podłodze i zasypiając rozmyślam: "Gdyby tylko był tu mój ojciec... Tak... Byłoby zupełnie inaczej. Czemu mnie to spotkało? Ciekawe czy ktokolwiek normalny wytrzymałby choć jeden dzień w moim domu.

Dodaj swoją odpowiedź