Moim zdaniem nie ma żadnej afery stoczniowej. Żadnej. Być może są nagięcia procedury przetargowej wynikające wyłącznie z tego, że działano w jak najlepszej wierze, chcąc znaleźć inwestora który kupi całość i będzie budował statki. Ja na pewno nie będę za to potępiał Grada, nawet gdyby się okazało, że naruszył prawo, czego nie wiem. Czułbym do siebie obrzydzenie, gdybym teraz odprawiał nad nim dintojrę polityczną, czy dziennikarską, bo i taka trwa, choć jest też sporo głosów widzących, że sprawa dęta. Nawet odezwały się w „Rzeczpospolitej”. Czuję wyjątkowe obrzydzenie do posłów SLD, którzy jak hieny sądzą, że ugryzą swój kawałek, bo trafiono większego. Przypominam im za Stefanem Bratkowskim anegdotę: