Pewnego razu chłopak i jego dziewczyna jechali na motorze około 200 km na godzine. Dziewczyna: Zwolnij, boje się. Chłopak: Nie bój się jest fajna zabawa... Dziewczyna: Proszę, zrobię wszystko jak zwolnisz. Chłopak: Dobrze, przytul mnie bardzo mocno. Dziewczyna: Dobra, dobra, ale zwolnij (Dziewczyna go przytuliła) Chłopak: Czy mogłabyś ściągnąć mój kask, bo mi przeszkadza i założyć na siebie? (Dziewczyna zdjęła kask z jego głowy i włożyła na siebie) Chłopak: A teraz mnie pocałuj i powiedz że mnie kochasz. Dziewczyna: Kocham Cię. (Dziewczyna pocałowała go) Następnego dnia w gazecie: >We wczorajszym wypadku dwuosobowym, który wydarzył się w mieście, zginęła jedna osoba. Okazało się, że kierowca motoru, w połowie drogi dowiedział się, że jego hamulce nie działają, a więc dał swojej dziewczynie kask i kazał jej powiedzieć, że go kocha i poczuć ostatni pocałunek po czym oddał swoje życie dla niej." To jest w formie dialogu ale może być jeśli nie to napisze coś innego.
Przy końcu wojny w zamku oleśnickim był punkt grupowania uwolnionych z niewoli niemieckiej jeńców włoskich. W Niemczech nie tylko przebywali jeńcy, ale również włoscy robotnicy przymusowi i więźniowei obozów. W tej liczbie i kobiety. Nie wiadomo jak jedna z nich - młoda dziewczyna znalazła się w Oleśnicy. Być może poznała jednego z jeńców i towarzyszyła mu w przenosinach z niewoli do zamku. Może była tłumaczką - nie wiadomo. Z nieznanych powodów zmarła. W normalnej sytuacji zostałaby pochowana na cmentarzu, jak inni jeńcy włoscy. W jej przypadku stało się inaczej - została pochowana na terenie parku zamkowego. Zaraz nad grotą (zdjęcie poniżej). Na mogile stał drewniany krzyż i jej zdjęcie. Wskazywałoby to na jej silny związek z włoskimi eks-jeńcami i duże znaczenie, jakie ona miała dla jednego lub może wielu z nich. Oleśniczanie, którzy widzieli zdjęcie twierdzili, że musiała być młoda i ładna.
Pewnego lata pojechałam z rodzicami na wakacje do Sopotu - nadmorskiej miejscowości. Mieszkaliśmy w domkach, razem ze znajomymi rodziców. Moim zbawieniem było to, że mieli syna, który nazywał się Mateusz i był dwa lata starszy i bardzo przystojny. Pierwszego dnia gdy tylko dojechaliśmy na miejsce, rozpakowaliśmy się i od razu poszliśmy nad morze. Rodzice wraz ze swoimi znajomymi rozłożyli sobie koce, a mnie Mateusz zaprosił na spacer po okolicy. Najpierw przeszliśmy się brzegiem morza, później mój przystojaniak postawił mi pyszne jak się okazało lody. Niestety szybko się ściemniło więdz poszliśmy obejrzeć zachód słońca. Tak samo miło mijały kolejne dni... Jak tylko pomyślałam o powrocie to od razu robiło mi się okropnie smutno, a myślałam, że to będą beznadziejne wakacje.. Okazały się najlepszymi pod słońcem !