Napisz wymyslone opowiadanie w 1 osobie na dowolny temat

Napisz wymyslone opowiadanie w 1 osobie na dowolny temat
Odpowiedź

Moje życie było nudne. Do czasu gdy spotkałem pewną zjawę, ale o tym później. Szkoła - dom, dom - szkoła - ot co, moje życie. Pewnego dnia wracałem ze szkoły, przechodząc jak codzień koło pobliskiego cmentarza. Nigdy nie zwracałem na niego uwagi, ale tego dnia... coś kazało mi tam wejść. Skręciłem w uliczkę prowadzącą do cmentarza. Tuż przed nim zrzuciłem plecak, wyładowany książkami. Powoli wszedłem w uliczki cmentarne, patrząc na rzeźby, tak misternie wykonane. Jakiś głos podszeptywał mi: "Idź w lewo... w lewo...". Pomyślałem, że to tylko durne podmuchy wiatru, a ten cmentarz ma po prostu wpływ na moją wyobraźnię. Szepty jednak nie ustały i skierowały mnie na sam środek cmentarza. Nie ucichły. Przede mną stała postać anioła, ze smutną miną, zbierająca dusze. Była to śmierć. A pod nią napis:"Głosy, głosy, głosy... Przyszedł Twój czas, szepty milkną, a ja chcę zabrać właśnie Ciebie ze sobą, byś był tylko dla mnie..." . Zacząłem uciekać, co chwila się przewracając, nie mogłem zrozumieć tekstu widniejącego na rzeźbie. Szybko zabrałem swój plecak i pobiegnąłem prosto do domu. Odrabiając lekcje wciąż słyszałem te głosy... "Na strych idź, na strych... na strych...". Odrzuciłem zeszyt, idąc w kierunku schodów. Raz posłuchałem głosów i miałem przez to straszne problemy... może nie powinienem, ale szedłem. "Idź do pudła ze starymi zabawkami... szukaj anioła... szukaj...". Zbliżyłem się do pudła. Znalazłem całkiem ładną figurkę - co mi się mogło stać, umiechnąłem się, zastanawiając co to za omamy. "Wstrząśnij nim... wstrząśnij...". Zrobiłem to, co mi kazano. Aniołkowi zaświeciły się oczy, czerwonym, przeraźliwym światłem. Zaczął mówić coś skrzypiącym głosem, zimny pot zaczął spływać mi po ciele. Oczy same zamknęły się, a ja upadłem, nie wiedząc co się dzieje. Obudziłem się, nie czułem już zimna, strachu, głodu. Po prostu byłem. Podeszła do mnie ta postać anioła, wlokąc za sobą ciężką suknię, którą zbierała kwiaty, które więdły, a potem unosiły się w górę lub zapadały pod ziemię. - Co to jest? - zapytałem, powoli rozumiejąc. - Jesteś moim pomocnikiem... - wyszeptała Śmierć. - Są kwiaty, dusze, które nie zapadają się pod ziemię, ani nie lecą ku górze... Podlej je, a one same znikną... narodzą się jeszcze raz... - mówiła szeptem. - Podlewaj tym. To się nie kończy... - wyszeptała i odwróciła się, biorąc skraje swej sukni i idąc dalej. Zostałem pomocnikiem Śmierci, nie bałem się już niczego. Widziałem tylko dwie żółte róże, a także to co się z nimi stało po śmierci ich syna... Nie chcę już tego wspominać. Moje życie już nie jest nudne; ponieważ ja nie żyję. Podlewam kwiaty, nie stykam się już ze Śmiercią, rozpatruję tylko wypadki kwiatów, które są moim zadaniem...

Dodaj swoją odpowiedź