Konformizm i Nonkonformizm to dwie różne postawy. Ustal, na czym one polegają. Czy lepiej mieć do czynienia z konformistą czy też nonkonformistą. Przedstaw swoje argumenty.

Nonkonformizm czy jego przeciwieństwo? Nieugodowość czy oportunizm? Z kim łatwiej się porozumieć, mieć styczność? To nie prosty podział i szeroki temat.
Konformistom lżej. Dlaczego? Bo raźniej. Bo bez niepotrzebnych obiekcji. Bo bez dostawania po pysku, bez stykania zębów z krawężnikiem. Bez niepewności, gry między przekonaniem a wątpliwością. Bez zakazu lądowania.
Historia uczy, że gdy za sprawą skali, pewnej sytuacji dziejowej, nonkonformizm staje się powszechny, masowy, zbliżając się do granicy jego przeciwieństwa, jest dobrze. „Solidarność” która w na początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku miała dziesięć milionów członków, służyła w końcu słusznej sprawie, pospolitego rozmontowania złego systemu, a zaczynała niewinnie, od grupki ludzi skupionej wokół Komitetu Obrony Robotnika. Tacy ludzie jak Kuroń czy Michnik, czy później Wałęsa, rzucając rękawice władzy, zostali skopiowani w swych moralnych wyborach, w poprzednim ustroju programowo nagannych, przez ponad połowę dorosłych Polaków. Oczywiście, nie wszystkie postulaty się w naszym kraju dokonały, ale i tak widać, że nonkonformiści się przydają.
Może gdybyśmy wszyscy mieli naturę lojalnych Chińczyków, wychowanych w duchu konfucjańskich wartości, nigdy byśmy nie uwolnili się spod czerwonego panowania i klepali materialną biedę, utyskując na zamordyzm i zacofanie. A tak – mimo aktualnych pewnych trudności, dzięki niepokornym, mamy pełne półki w sklepach i paszporty w domach.
Niestety konformiści w najlepszym wydaniu, aparatczycy, którzy przez całe swoje życie zawsze głosowali tak samo, podnosząc rękę z nużącą częstotliwością, są obecnie największymi beneficjantami przemian, których nie zapoczątkowali i obecnie zyskują głosy przy urnach, ale takie są prawa demokracji.
Inteligencja emocjonalna, kompromisowość, umiejętność dojścia do konsensusu, niekonfliktowość – wszystko, mimo że pozytywne, niebezpiecznie oscyluje koło konformizmu. Ta cienka linia, między kapitulanctwem a biegłością w dogadaniu się, leży najpewniej w etycznych przesłankach – gdy chcemy być asekuranccy, jesteśmy po tej złej, oportunistycznej, ciemnej stronie. Ale to wiemy tylko my. Kogo lepiej spotkać na swej drodze? Pewnie ciekawiej kogoś w typie Lao-tsy, niż Leszka Millera? Pytanie nie jest bezzasadne, bo ci pierwsi mogą zmienić nasz punkt widzenia o sto osiemdziesiąt stopni, tak że poczujemy się zagubieni, nieprzekonani, obcy . A ci drudzy – utrzymają w nas bezpieczny nastrój stabilizacji (podszytej regresem), czegoś łatwego, braku wyrzeczeń w połączeniu z efektami(które nie przychodzą).
Czy w codziennym życiu nonkonformiści są niesympatyczni? Czy Gandhi był niesympatyczny? No właśnie, dla zwolenników starego porządku pewnie był. Dla Burów i Anglików, dla hinduskich fanatyków, dla tych, którzy nie myśleli o swobodzie.
Diagnoza nie jest prosta, ale stykanie się z konformistami pokazuje, że chorągiewki na wietrze, cyrkowi żonglerzy poglądami, są po prostu nudni i dosyć ograniczeni. W humanistycznym duchu należy się z tym jednak pogodzić (absolutnie niekonformistycznie).
To ich własna wola, wybór, by nie wychodzić z ciepłego pokoju.

Dodaj swoją odpowiedź